top of page

Czas przeprosić się z blogiem

Właściwie to znaleźć dla niego czas. Poprzednia notka jest z kwietnia - no, mój boże jedyny. Jak ten czas leci.

Ale co poradzisz, nie da się wszystkiego, dwóch srok .... papug:) za ogon trzymać. A sezon 2018 miał taką specyfikę, że czasu brakowało mi na wypoczynek, to gdzie tam do pisania na blogu. Ale od dziś - papużki nierozłączki!


Napiszę zatem usprawiedliwienie.


Jak Polska długa i szeroka, ogrodnicy są zgodni w opinii, że tegoroczny sezon ogródkowy był wyjątkowy jak dawno nie odnotowany. Ja przytakuję.


Wiosna przyszła wcześnie, była ciepła. Od etapu produkcji rozsad zapowiadało się nieźle. Aura sprzyjała uprawom przez całe lato aż do późnej jesieni. Współpraca natury zaskutkowała nie tylko ładnym wzrostem warzyw, brakiem wpływy anomalii pogodowych na ich wzrost, ale przy optymalnych warunkach dla kwitnienia i zawiązywania owoców uraczyła sporymi plonami. Niby od przybytku głowa nie boli, a jednak rozmiar urodzaju w praktyce dał czysty sajgon - klęskę urodzaju.


Krzaki oblepione - papryka, pomidory, ogórki do zbierania codziennie, fasola, owoce!!!! bakłażany, korzeniowe .... itd. Gałązki, krzaki wręcz uginały się. I wszystko dopominało się - zbierz mnie. Jakby olimpiada w konkurencji na najwyższy plon się odbywała. Od połowy marca do prawie połowy października - dzień w dzień coś pichciłam, smażyłam, przerabiałam. Starczy powiedzieć, że 800 sztuk słoików rozeszło mi się już na początku września - a ja przecież przede wszystkim mrożę i suszę. Mimo codziennej krzątaniny przy rondlach, słoikach i butelkach - nie wyrabiałam się i przyszedł taki czas, że zaatakowały mnie wypełnione po brzegi zbiorami, wszelkiej maści skrzynki, wiaderka, pudełka i reklamówki. Były wszechobecne jak ten Bruce. W kuchni, na klatce, w domu, przed domem .... istne otwieram lodówkę, a tam ....... skrzynka pomidorów. No, matko jedyna.


No i oczywiście bambuko. Ja skrzynkę pomidorów podrzucam znajomym. Uff, skrzynka z wozu babie lżej. A oni mi w rewanżu, siatkę śliwek. Normalnie, nie dało się nad tym zapanować! Grzechu marnotrawstwa nie chciałam popełnić - pamiętam jeszcze smutę ubiegłoroczną, kiedy wiosenny przymrozek zniszczył zawiązki owoców i po ptakach.

Zatem, dzień w dzień to samo ... do znudzenia i zmęczenia .... garnek, słoje, kosz, piwnica, garnek, słoje ......

Takiego soku pomidorowego na 5 lat mam! Za rok, max 40 krzaczków pomidorów posadzę i dziękuję. Ale czy ja dam radę? hehehehe. Już mnie łapska swędzą gdy przeglądam oferty z nowościami nasion.


Ale może mi się to nawet udać, bo chcę w przyszłym sezonie uprawiać więcej papryki, w tym odmiany z przeznaczeniem na suszenie (nie mogę już strawić tych trocin sklepowych!). Już mam 40 odmian :). Po dwa krzaczki z każdej, oczywiście wysieję więcej, a jak rozsada się uda - przecież nie wyrzucę !!!! - gdzie ja to wszystko na grządkach zmieszczę?!

O planach na sezon nadchodzący - w innej notce. Wracam do szeregu i kontynuuję podsumowanie sezonu 2018.



Po pierwsze - udał mi się bakłażan. Pogoda to jedno, ale uprawa odpowiedniej odmiany swoje zrobiła. Zatem jeśli myśleć o zbiorach w naszym klimacie, należy wybrać odmiany wczesne, najlepiej serii syberyjskiej dostosowanej do niższych temperatur. Miałam 10 krzaków i zbierałam z nich koszami :) Cudności.


Po drugie - odkryłam nową odmianę fasolki szparagowej. Tyczną. Dacie wiarę, że to Vilmorin, ten na którego się obraziłam i nasiona szerokim łukiem omijałam? Sama w szoku jestem.


Fasolka smaczna, plenna, strączki cieniutkie, prościutkie, bez łyka. Monte Gusto.

Z miejsca gdzie karłowej posadziłabym dwa gniazda, zbiór jak z 10 niskich. Stopniowo przyrastała, tak że nawet po tygodniu wiszenia na krzaczku była delikatna. Co dodatkowo mi się spodobało w tym wariactwie zbiór-przerób i szybko leć do ogródka bo maliny znowu trzeba zebrać. Nie zrobiłam zdjęcia albo nie potrafię w zbiorach znaleźć. Do segregowania zdjęć jeszcze się nie wzięłam, a trochę do przejrzenia mam. Jeśli trafię na nie to dołożę.



Po trzecie - doczekałam się owoców na pigwie!!!!! Po 5 latach czekania.

Drzewko wynagrodziło mi swoje fochy, owoce dało śliczniutkie, duże i dużo.


W końcu konfitury pigwowej do herbaty mam na całą zimę i bez racjonowania :)


W ogóle urodzaj w owocach był wielki - truskawki, maliny, borówki, śliwki, jabłka, gruszki, czereśnie, jeżyny .....

A już kompletnym zaskoczeniem jest dla mnie brzoskwinia, drzewko które posadziliśmy ubiegłej jesieni. Maluszek nie wyższy niż 1,2 m - dal 2 kg owoców. Pyszne były!


Jeszcze z dwa kadry poglądowe z pomidorów i papryk. I podsumowanie sezonu kontynuować będę w kolejny wpisie.





bottom of page