top of page

Misz masz o nasionach, rozsadach itp


Każdy ogrodnik o nasionach encyklopedię napisze. Ich posiadanie, kolekcjonowanie odmian - uzależnia. Od dwóch lat cierpię na tę miłą przypadłość co skutkuje posiadaniem zacnych zbiorów, ale też pewnymi ... reperkusjami. Dorobiłam się kilku przykazań, które winny przyświecać szeroko rozumianemu tematowi ogrodnik i jego nasiona w siewie i przechowywaniu. Ile jeszcze poznam? Czuję, że całkiem sporo, bo to temat rzeka.


Pora wysiewów na rozsady w zasadzie się kończy - jeszcze trochę kwiatów, ogórki i dyniowe - można zatem refleksje zbierać. Potem będą siewy do gruntu. Ale to kompletnie inna bajka od upraw parapetowych - czekam na nie jak na jutrzenkę.

Generalnie nie lubię robić rozsad. Owszem poczyniłam w tej dziedzinie pewne postępy i nie mam już sytuacji takich, aby mi coś się nie udało (o ile nasiona wzejdą) lecz ten wysiłek jaki należy włożyć :( ... bajzel w mieszkaniu :( ... zapchane parapety :( .... delikatność rozsad .... krzyż Pański.

Gotowe rozsady są drogie i wybór ograniczony. Nie ma wyjścia - bo albo albo. Albo to co dają na ryneczkach (he he ... dają ... toż to spora kasa potrzebna), albo pot, krew i łzy. No może jednak trochę satysfakcji, że własnymi rENcyma, z nasionka wyhodowane ...o! o! o! takiego tyciego :)))


Niedobór słońca lub przelanie od razu widać na roślince, a nie ma nic gorszego od widoku męczącej się rozsady. W gruncie deszcz zmoczy, wiatr wysmaga, ogrodnik kopnie - i rośnie. Rozsady parapetowe najpierw są iście jak mimozy - tylko nawet krzywo spójrz, a już się pokładają i zamierzają zdechnąć. Ale gdy system korzeniowy zbudują - przepoczwarzają się w monstra żarłoczne. Rosną jak wściekłe, z doniczek wyłażą, o miejsce walczą. Męczy się człowiek z dżunglą, rodzina oflagowana:


uwolnić parapety!!! żądamy likwidacji slalomu do toalety!!!


a tu nie zawsze można je wysadzić bo akurat aura nie sprzyja albo coś tam innego.


Ale zanim do tego dojdzie, najpierw jest totolotek z nasionami. Totolotek dotyczy nasion kupowanych, bo najważniejszą, złotą, nie podlegającą dyskusji zasadą każdego ogrodnika winno być:


najlepsze nasiona to pozyskane z własnych upraw


znaczy się sami zbieramy tudzież wymieniamy się z innymi ogrodnikami zbieraczami. Kupowanie nasion w centrum ogrodniczym traktujmy jak ostateczność. Prawidłowo pozyskane nasiona własne mają większą wydajność i co istotne na 100% wiadomo co z nich wyrośnie, a nie że pomidor duży, okrągły okazuje się koktajlówką, na dodatek zieloną.

Lub taka sytuacja, która tej wiosny wybitnie mnie poirytowała. Kupujesz człowieku nowość, tak? termin ważności 2020, tak? Napalony jesteś jak szczerbaty na orzechy, tak?


a tu 0 wschodów z nasion!!!!

wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr wr wr wr i wrrrr


I to trzy na trzydzieści nowości sezon 2018 - czyli 10%. Normalnie, wstydu nie mają ci sprzedawcy!!!! Jeszcze przetestuję metodę ożywienia nasion poprzez moczenie ich w roztworze wody utlenionej (gdzieś o tym czytałam), ale nawet gdyby był sukces - nic to mojej frustracji nie umniejszy. To mi wykiełkowały nasiona z 2009 roku! - a oni z taką kompromitacją?! Nowość - buahahahaha - owszem, nowością jest brak kiełkowania.

Na ten sezon zgromadziłam nasiona z wielu źródeł - trochę własnych, sporo kupionych, najwięcej od innych ogrodników (z Polski, Francji, W. Brytanii, Ameryki i Rosji). Z zakupami podobnie - mam nie tylko polskie, ale sporo np. z Rosji czy z W. Brytanii. Jeśli idzie o nasiona sklepowe - najgorzej w mojej ocenie wypadają te od polskich dostawców (jako tako broni się Polan). Pozyskanie od sprzedawców np. dobrych (czyli KIEŁKUJĄCYCH!!!!) nasion cebuli - jest marzeniem ściętej głowy. Przez pięć lat obserwuję to zjawisko i przypadek wykluczam. Jedynie dostawcy rosyjscy gwarantują poprawne nasiona cebuli. Albo zbierz je sam.


Szczególnie lubię wymiany z innymi ogrodnikami ponieważ nie dość, że poznaję nowych, zazwyczaj interesujących ludzi gdzie od każdego czegoś się nauczę, to i każdy ma w swoich nasiennikach jakąś atrakcję.


Chcę zadbać o nasiona własne, to priorytet na ten sezon! Rok ubiegły nie sprzyjał - z powodu majowego gradu, start mojego ogródka nastąpił z początkiem czerwca (czyli miesiąc poślizgu). Wiele nasion warzyw nie doszło, a i jesień mokra była. Nawet trywialnie prostych do pozyskania nasion fasoli nie zebrałam. Na marginesie, właśnie dlatego należy mieć nasion więcej niż na 1 sezon - bo jak coś pójdzie nie tak, jest z czego wziąć. I nie jest to ściemnianie na okoliczność nieposkromionych zakupów, ale czysta przezorność ... proszę pana męża.

Nauczyłam się też, że warto wysiewać więcej niż jest zaplanowane. Niby te same nasiona, tego samego dnia siane, do takiej samej ziemi, na tym samym parapecie stoją itd - a jednak z każdego nasiona, efekt inny. Pamiętajmy, że przy tej zasadzie twardym trzeba być - selekcja to selekcja - a nie, że zostawię może okrzepnie. Nie masz silnej woli? - to zapomnij o tej metodzie - parapety z gumy nie są.



Przy produkcji rozsad pomidora z całego serca polecam zasadę konkurencji. Do oczka multipalety dajemy po 2,3 nasiona. Potem pikujemy tylko rozsadę najsilniejszą. Najmocniejszy gen żywotności odwdzięczy się w gruncie.


Przy tej metodzie, gdy rozsady są identyczne - wybór jest trudny. Wtedy nie pozostaje nic innego jak rzucić monetą. Gdy wypadnie orzeł lub reszka zostawiamy obie, gdy moneta stanie na sztorc jedną wywalamy :)))))))





Najpierw było jedno pudełko, które pomieściło wszystkie nasiona. Następnie pojawiły się trzy - osobno kwiaty, warzywa i ..... pomidory. W tym roku muszę pomidory podzielić, ale nie do końca wiem wg. jakiego kryterium. Na razie skłaniam się do oddzielenia koktajlówek od Reszty. A na Resztę potrzebuję spooooooooooorą szkatułę z podziałem .... no, właśnie jakim?



Na koniec - ku przestrodze! Uważam, że arcy ważną kwestią jest jak nasiona przechowywać. Nie lubię foliowych woreczków, więc robiłam tak:

zaklejona koperta --> ciach na pół --> do niej nasiona --> a potem do pudełka, w szeregu --> pudełko zamknąć i na półkę. Kopert NIE ZAKLEJAŁAM !!!! - bo co im się może stać.

Razu pewnego - kot wziął był i wlazł do kartonika .... pogrzebał, przegrzebał, na koniec się uwalił. Teraz mam mieszankę 60 odmian pomidorów :))

A wystarczyło miejsca nie oszczędzać - czyli wziąć większy karton. W tym przypadku po pierwsze cała koperta rozrzutnością nie jest - wszystko się zmieści. Po drugie: bezwzględnie zabezpieczyć nasiona przed wysypaniem, np. użyć spinacza!


Wówczas: - proszę kiciuś, jeśli chcesz, nawet się połóż.


​Odkryłam też nowe hobby - zbieranie wszelkich małych szklanych opakowań - np. po witaminach.


Matko, czego to ja już nie zbieram :) Skorupki jaj, popiół, skórki z bananów, opakowania po śmietanie, rolki z papieru toaletowego, kijki, oznaczniki ..... a teraz słoiczki.


Ale trzeba, bo czy nie fajne na nasionka?


Przy okazji - sprzedaję patent na etykiety. Nie ma to jak ..... taśma maskująca do malowania. Tanie, wydajne, wszystkim po tym maziać można, kleju nie zostawia. Istne cudeńko.




P.S. - jeszcze tak bez składu i ładu notki na blogu nie dałam jak ta powyższa. Ani morału, wniosków. Cóż, czasami może warto takie luźne przemyślenia z siebie wyrzucić.


bottom of page