Na talerzu
Początek czerwca, wiosna zimna słabo rosło, wysiewy dość późno, klęska gradobicia - ale i tak jak się podsumuje jest dobrze. Co z własnych upraw pałaszuję? Otóż:
Wiadomo szczypiorek - on pojawia się wraz z kiełkami słonecznika - na kanapkach (i nie tylko) od początku kwietnia.
Rzodkiewki - właśnie została zjedzona ostatnia - były pyszne.
Sałata i rukola. Od porcji po kilka listków do hulaj dusza - acz z 10 dniową przerwą potrzebną na odrośnięcie tego co grad posiekał. Sałata odrosła błyskawicznie, rukola kiełkuje i za tydzień wróci do menu.
Kalafior (a tak!)
i wkrótce brokuły.
Zupa kalafiorowa to trochę był przymus - grad ściął młode kalafiory (fi 7-10 cm), to co miałam wyrzucić? A never!
Z sześciu zrobiłam zupę. Wyszły, skromne dwa talerze, ale jaka to była zupa! zupa przez duże Z.
No i truskawki.
Wczoraj zaledwie po 4 na głowę, dziś już po miseczce.
Palce lizać!
Poziomki też czerwienią, może na niedzielę się wyszykują.
Na dodatek zioła - tymianek, lubczyk, mięta, pietruszka, oregano, melisa - są i proszę bardzo.