top of page

Na kolana!

W pół godziny - 50 litrów wody na metr kwadratowy i trzykrotnie, w odstępach 5 minutowych, grad (w tym raz wielkości piłki golfowej). To wszystko nad moim warzywnikiem. Tyle co na sezon przygotowanym - posiane, posadzone, a nadwyżki rozsad rozdane. Płaczę tak, że sam pan Bóg musi słyszeć.


Ten ogród, który z założenia miał pomagać mi grzbiet, po ciężkich doświadczeniach życiowych, prostować - teraz przygiął mnie do słodkiej ziemi. Do tej pory nie czułam 3 miesięcznego wysiłku włożonego w produkcję rozsad, wiosenne przygotowanie ogródka itd - tak, od dwóch dni, idę, a moje kości dwa metry za mną zostają. Na dodatek temperatura w dzień 6-8 stopni (w nocy do 3 spada) - chyba po to, aby to czego grad nie wybił, wymarzło.


Mój boshe, my ludzie robaczki - cóż w obliczu natury możemy? Przepraszam .... co? .... a że szklarnię? Nic z tych rzeczy - żywioł był taki, że okoliczne w strzępach są.


Jedyna siła to hart ducha. Trzeba się pozbierać, na nowo ogród organizować, pokornie prosić o plon z późno wysianych nasion. Ale to może od poniedziałku - teraz szukam miejsca do zdechnięcia i liżę rany.



bottom of page