top of page

Brzydale pomidorowe 2018

W moim ogródku, pomidorowy sezon 2018 - był rokiem nowości uprawowych. Na blisko 100 krzakach zagościło 48 odmian (w tym zaledwie 5 odmian mi znanych).

Oceniając ogólnie - sezon uznaję za bardzo udany. Bezproblemowa produkcja rozsady, brak wiosennych szoków temperaturowych, ładny wzrost oraz kwitnienie, wysoka zawiązywalność owoców złożyły się na wysoką ocenę.


Nie stosowałam oprysków ŚOR. Na wiosenne zastosowanie miedzianu nie było warunków (za ciepło), a ZZ nie zaatakowała. Straszyłam jedynie posiadaniem Amistaru i wolą, że gdyby co to nie zawaham się go użyć. Pewnym mankamentem był okresowy niedobór wapnia u pomidorów - jeden, uzupełniający składnik, oprysk wystarczył. W uprawie bokashi wiaderkowe oraz gnojówka żywokostowa były wystarczające. Wiosną dałam pomidorom trochę kompostu własnej produkcji ( ...... takie większe trochę :) - konkretnie, po taczce na grządkę 3x1m). Tyle. Zdrowe, owocujące krzaki trzymały się do połowy października.



Podsumowanie zacznę od rozczarowań - rach ciach po bólu i przejdę do przyjemności.


Spośród 48 nowości, generalnie jako rewelację mogę uznać zaledwie kilka. Większość - ot, poprawne.

Przyznam, że spodziewałam się innych proporcji. Wychodzi na to, że aby pod upodobania, ustalić listę powiedzmy 20 odmian wybitnych - trzeba kilka sezonów na poszukiwania przewidzieć. Przez odmianę wybitną rozumiem taką, która łączy w sobie bezproblemową uprawę, plenność oraz smak. Jeśli popatrzeć na odmiany pod kątem jednego, maksymalnie dwóch kryteriów to sprawy mają się inaczej, ale ja poszukuję odmian zaspakajających w 100% - tak aby docelowo ograniczyć uprawę do 40 krzaków i mieć w tej liczbie wszystko, i plon, i odmiany pod kątem przeznaczenia, no i satysfakcję.

Co roku zaliczam odmianę BRZYDALA. I tym razem się nie obyło. Co więcej, tegoroczne brzydale były w mojej ocenie tak paskudne, że po pierwszej degustacji, ruszyłam na nie z sekatorem, i wycięłam w pień. Krzaczki sąsiadujące zyskały dodatkowe miejsce, papu i słoneczko. Żadna strata.


Pierwszą paskudą okazał się Purple Calabash. Opis odmiany jakby zapowiada, że tak powiem urozmaicenia, ale ja "niecodzienny smak i kształt" zrozumiałam inaczej. W każdym razie - never again!

Drugą paskudą ogłaszam Marchewkowego. Owszem odmiana ciekawa z uwagi na nietypowe liście, ale nic więcej.

Pomidor w smaku przypominał ziemniak, chociaż owoce kształtne i ładnie się wybarwiające. Sam krzak dostarczył też udręki i zaprzepaścił plenność. Niski, wykształcający słabą łodygę główną - nie utrzymywał gron. Pokładał się i finalnie wyglądał jak opleciony sznurkową pajęczyną. Owoce leżały na ziemi.

Niewątpliwym niepowodzeniem sezonu 2018 okazało się nie posiadanie Megagrona, buuuuuuuuuuuuuu.


Doprawdy nie mam pojęcia za jaką sprawą z nasion niby Megagroniastego (a przecież sama je pozyskiwałam) wyrosło coś co dało owoce duże, płaskawe i ....... żółte!!!


Zanim krzak zaczął kwitnąć, wyglądał jak Megagron, potem coś w niego wstąpiło. Najpewniej to moja "zasługa" z pomieszaniem nasion - tylko jak? co? kiedy?


Z wszystkich odmian pomidorów najbardziej lubię Megagrona - jęczałam cały sezon (chociaż Winogronek trochę osładzał jego brak .... trochę).


Typowo spośród odmian nie porwały mnie zielone czy brązowe, ale ja tak mam. Nieobłaskawienie osobistej wybredności, nie oznacza, że odmiany te przez smakoszy wariantów kolorystycznych nie mogą zostać uznane za pyszne zatem nie będę wytykać paluchem.

Na podsumowanie pomidorowych niepowodzeń 2018, wspomnę jeszcze o Cytrynowej Lianie (nazwa oryginalna Limon Lijana). Ponarzekam, chociaż po fakcie sama siebie będę strofować czego kobieto chcesz? Należy wyrobić w sobie nawyk uważnego czytania opisu odmian, a i czasami między wierszami tyle jest powiedziane (jakieś zwroty typu niespotykany, niecodzienny, dla smakoszy tudzież innych koneserów odmian hehehehe) - i takich rozczarowań nie będzie, pretensje do samej siebie. Chociaż w przypadku Cytrynowej Liany, czuję się odpowiedzialna tylko częściowo. Opis na opakowaniu sugeruje jedynie związek nazwy odmiany z .... kształtem cytryny. Nie wspominają, że kwaśne - chyba, że uznano to za oczywiste. Nie ważne.


Odmiana ta okazała się super kwaśna (no i właśnie - czy Limon w nazwie tego nie zapowiada?), nie tak plenna jak obiecywano, z grubą twardą skórą, puste komory wewnątrz. Nadawałyby się do suszenia, ale nie zaryzykowałam przez wybitną kwaskowość owoców. Generalnie nie przypadła mi do gustu na tyle, że wykluczam abym kiedykolwiek zechciała ponownie uprawiać.

Ufff i po krzyku - w kolejnej notce już same przyjemniaczki. A kilku znalazłam.

bottom of page